niedziela, 13 lipca 2008

strugi deszczu

piątek, nareszcie nadszedł dzień oczekiwanego od marca koncertu nelly. już w marcu zakupiliśmy bilety, pewnie jako jedni z pierwszych. moja noga została poddana serii długotrwałych ćwiczeń tylko po to, by była w formie w tym dniu. robiłam wszystko, by móc tańczyć i skakać tego dnia. nie przewidziałam tylko jednego... figla, jakiego spłatała w piątek matka natura.



koncert przerwano, bo oberwanie chmury było tak duże, że w kilka sekund byliśmy wszyscy, bez względu na sektor, w którym staliśmy/siedzieliśmy, mokrzy. łącznie z samą gwiazdą wieczoru. niebezpieczeństwo było tym większe, że nad maltą niebo zrobiło się czarne i przecinały je coraz dłuższe i bardziej kolorowe błyskawice. w tej sytuacji koncert został przerwany. wszyscy totalnie przemoczeni udaliśmy się do domu. woda płynęła po nas, po drogach, chodnikach, samochodach, autokarach, wszędzie. jakby doszło do powodzi. ale jezioro nadal było na swoim miejscu...
bieg do samochodu zaparkowanego 20 minut od miejsca zdarzenia nie miał większego sensu. już podczas pierwszej części koncertu słuchaliśmy patrycji markowskiej i co chwila obserwowaliśmy niebo. ale nikt tak na prawdę nie wierzył, że błyskawice, gromy i deszcz pojawią się nad nami. nelly udało się wykonać 2 koncert. podczas trzeciej wszyscy byliśmy już przemoczeni i "uchchani" na całego. gigantyczne balony, które zerwały się z uprzęży nie pozostawiały już wątpliwości, że to koniec na dziś. nie pozostało nic innego, jak tylko udać się do domu i wysuszyć. przemoczeni do cna wędrowaliśmy, zahaczyliśmy o sklep, by jakoś pocieszyć nasze rozczarowane, jednak uśmiech nie schodził nam z twarzy, bo co jak co, dzięki tej ulewie koncert był niezapomniany.








czy bieg do auta miał w tych warunkach jakiś sens? / ile osób zmieści się pod jednym parasolem?

następnego dnia okazało się, że jest nadzieja, małe światełko w tunelu. nelly nie pojechała do moskwy, tylko postanowiła dać Poznaniowi jeszcze jedną szansę i zaśpiewać. problem polegał tylko na tym, że nasze bilety uległy totalnemu zniszczeniu... jakimś cudem, po zastosowaniu kombinacji alpejskich udało nam się jednak dotrzeć drugiego dnia na koncert.
było świetnie. mnóstwo ludzi, wspaniała atmosfera. a padający tego dnia deszcz, to drobna mżawka w porównaniu z dniem poprzednim...