środa, 22 lipca 2009

pierwsze kulinarnie doznania

trochę dziwne to mleko...


tata jak zawsze daje mi flaszkę

całkiem niezłe te banany, po co zostawiać coś w butelce...


wczoraj julianna pierwszy raz w życiu spróbowała czegoś innego niż mleko mamy, czy koperkowe i rumiankowe herbatki. odkryła smak banana w formie przetworzonej - nektaru. początkowo nieco zdziwiona i zaskoczona. butelka z zawartością przypominała mleko. zdziwiła się pewnie także dlatego, że mama była obok, więc niby dlaczego dostawała mleko z butelki, a nie bezpośrednio z dystrybutora - piersi. jednak w butelce wcale nie było mleka i zaskoczenie było tym większe. początkowa ostrożność ustąpiła po kilku łykach miejsca radości i 60 ml nektaru zniknęło z butelki w mgnieniu oka. jedno jest pewne - niejadkiem nie jest. pożera wszystko, co się znajdzie w zasięgu jej wzroku i ręki. wkrótce dalszy ciąg podniebnych rozkoszy i odkrywania nowych smaków.

czwartek, 16 lipca 2009

turystycznie

za granicą polski - zieloną

z rodzicami na szlaku

z widokiem na śnieżkę

piknie w tych górach!!!

wózek się nie przydaje, no chyba że do transportu plecaków i kurtek

na górskim szlaku łapki smakują najlepiej


z ekipą z wycieczki z widokiem na śnieżkę

cały czas szukam zębów

w parku maszyn na mazurach

w knajpce

kontrola zawartości talerza mamy

zabawy w bagażniku

zmiana pieluchy w warunkach polowych

bardzo mi się podoba w bagażniku

tata podziwia wrc na os'ach, julianna śpi
na os'ie w szczerym polu
mama pokazuje mi na czym polega rajd
julianna została małą turystką.
pod koniec czerwca wybraliśmy się z nią na mazury. a co, niech się uczy geografii. póki co polski. mazury - rajd wrc. dla malutkiej nie była to może mega atrakcja - ryk silników nie przeszkodził jej w spaniu. ale dla kibiców to ona stanowiła atrakcję. była najmłodszym dzieckiem podziwiającym pędzące i skaczące po hopach wrc. taszczyliśmy ja po polach, lasach i bezdrożach i była w niebowzięta. spała, jadła, śpiewała. ani chwili nie zapłakała. a już największą atrakcją dla niej był bagażnik naszego wypadowego auta - miała tam swój przewijak i przyczepione do klapy zabawki. w mikołajkach jeziora zobaczyć jej się nie udało, bo przesypiała całe dnie. dopiero wieczorami, gdy szliśmy na obiad postanawiała się do nas przyłączyć i dumnie prezentowała się w knajpkach. a co, przecież 3 miesieczne dziewczynki nie spędzają już całego dnia w wózku i chętnie podziwiają smakołyki serwowane mamie na jej kolanach. kontrola byc musi, ostatecznie następnego dnia dostaje mleko o tym smaku.
dziecko podróż autem znosi świetnie, pod warunkiem, że wybierze się odpowiednią dla niej porę, czyli po kąpieli, wieczorkiem należy ruszać, bo wtedy malec śpi najdłużej i można przejechać kilka godzin bez przerwy na karmienie i przewijanie.

okazuje się, że julianna lubi też podróżować nad ranem, po pobudce w okolicach 4-5. ta opcję wybraliśmy wyjeżdżając w góry. tak, tak. julianna zaliczyła przed ukończeniem 4 miesiąca także południowy kraniec polski. karpacz i śnieżka bardzo jej się podobał. wprawdzie nie było łatwo jej wytłumaczyć, co to właściwie są te góry, ale zobaczyła i już wie. ma także świadomość, że snieżka to nie tylko księżniczka z opowiadania o krasnoludkach, ale i najwyższa góra w sudetach/karkonoszach. przedzierała się nawet za czeską granicę. generalnie w górach znakomicie sprawdza się nosidełko i duży plecak. zasada jest taka - mama nosi dzieciątko w nosidle - przodem do świata, gdy to chce zwiedzaći podziwiać górskie szlaki, lub tyłem do świata, z główką na maminych piersiach, dy maleństwo chce się zdrzemnąć. tatuś w tym czasie taszczy na swoich silnych plecach plecak pełen wyposażenia - od kurtek przeciwdeszczowych dla mamy i taty, poprzez koc piknikowy, matę do przewijania, pieluchy, kremiki, buteleczki z herbatką i zapasowe ubranka dla maleństwa. wózek jest raczej zbędny, bo w większości nie da się nim po górach jechać, a taszczyć go nie ma większego sensu.
maleństwu w górach bardzo się spodobało i dlatego rusza na kolejną wyprawę przed dłuższym urlopem. a co, niech się uczy geografii.