czwartek, 12 czerwca 2008

szybkość asymilacji

nowe środowisko okazało się cudne... nie tylko z moją noga lepiej - to zasługa pływalni i długich spacerów. generalnie dobrze na nas wpływa slow life. tutaj to naprawdę się udaje. J ma kolejny tydzień urlopu, więc nasze życie wygląda na serio beztrosko. wstajemy o której zechcemy, jemy tak długo jak chcemy. rytuałem stał się basen i długie spacery. można korzystać z życia i cieszyć się tymi małymi przyjemnościami. żeby było jeszcze milej, wczoraj założyłam ogródek z ziołami w wielkiej donicy. mamy więc bazylię, rozmaryn, szczypiorek i melisę. wszystko pachnie cudnie, a jedzenie zyskało całkiem nowy wymiar.

ostatnio postanowiłam upamiętnić maki, żebyście mogli je zobaczyć i odkurzyłam aparat. fotografowanie jest póki co jeszcze odrobinę trudne - noga nie zgina się z taką prędkością i pod takimi kątami jakbym tego chciała, ale jest dobrze. zdjęcia są. udało mi się nawet pstryknąć "ważki sex". to niesamowite, ale ważki kochają się nawet w locie. partner przylega do partnerki i tak w miłosnym uścisku wędrują, fruwają, przysiadają na ziemi. to musi być niezłe uczucie.

przyzwyczaiłam się do tej przyrody. wyprawa do miasta jest okropna. koncentrujemy się głównie na tym, by nie musieć się tam udawać. czasem jednak trzeba. korki, hałas, zdenerwowani i pędzący gdzieś ludzie. jakby zapomnieli o filozofii ślimaka. my postanowiliśmy ją jednak odkrywać i kontemplować każdego dnia. i... życie zmienia sens. staje się fajniejsze...

Brak komentarzy: